W większości bajek znanych nam z dzieciństwa historie miłosne kończą się gdy zakochani biorą ślub. Możnaby przypuszczać z dozą naiwności, że po prostu odtąd parę omijają już wszystkie życiowe perturbacje, ale ja sądzę, że po prostu dalsze trudności pary nie są już tak… ciekawe.

 

Co jest przyczyną kryzysu?

No właśnie, bo jakiego rodzaju trudności stają na drodze szczęściu w związku? Zazwyczaj coś codziennego i trywialnego. Trudności w komunikacji. Przemęczenie i niedostatek czasu dla siebie. Kłopoty finansowe. Nadmierne ingerowanie w relację młodych ze strony rodziców i teściów. Problemy z podziałem obowiązków.  Kwestie związane z opieką i wychowaniem dzieci. Seks.

W zdecydowanej większości przypadków trudności nie są olbrzymie. Problem polega na tym, że frustracja zbiera się przez długi czas, krok po kroku odbierając nam poczucie szczęścia i satysfakcji z relacji.

 

Od czego zacząć naprawę związku?

Najważniejszym krokiem jest zdystansować się na chwilę od bieżących frustracji i zorientować się, co tak naprawdę się dzieje. Możemy podzielić nasze spostrzeżenia na trzy kategorie:

 

Aby pójść dalej trzeba skonfrontować się z tym, co było i jest.  Oraz określić kierunek, ku któremu jesteście w stanie razem iść. Ludzie często starają się „po prostu coś zmienić”. I czasem faktycznie to przynosi rezultaty. Jeśli jednak kryzys jest poważniejszy, może się okazać, że Twoje starania nie zostaną dostrzeżone ani nie wpłynął na ogólne funkcjonowanie w Waszej relacji. A to może być bardziej frustrujące niż gdybyś nie podjął/nie podjęła żadnych specjalnych starań.

 

Wprowadzanie zmian w relacji

Jest wiele książek na temat wprowadzania nowych nawyków, osiągania celów czy podtrzymywania motywacji. Cała wiedza w nich zawarta ma zastosowanie także w przypadku pracy nad relacją. Różnica jest taka, że w tym wypadku z efektu będą korzystać dwie osoby bez względu na to ile każda ze stron z siebie dała.

„Jak zjeść słonia? Po kawałku” mówi często powtarzana zagadka. Tą samą metodą „zjesz” kryzys w relacji. Krok za krokiem pozbywając się niekorzystnych zachowań i zwyczajów i dzień za dniem wprowadzając korzystne. Wiem, że to nie jest widomość, jaką chcesz usłyszeć. Byloby cudownie mieć uniwersalny „złoty klucz”, po użyciu którego zły czar by prysł niczym w bajce i moglibyście żyć w nieustannym szczęściu. Każdy, kto doświadcza trudności w związku z wytęsknieniem czeka na moment ulgi, płynącej ze świadomości, że „kryzys zażegnany”. Ale to nigdy nie jest kwestia jednego skutecznego działania. Albo miesiąca wytężonych wysiłków.

 

Na pierwszym miejscu niech będzie on/ona.

Relacja jest zjawiskiem dynamicznym a nie statycznym. Zmienia się wraz z nami. Wymaga nieustannego „podlewania” (swoją drogą, Pudełko dla Par to właśnie sposób, na codzienne „podlewanie” relacji miłością). Stawiania drugiej osoby na pierwszym miejscu. Uwzględniania jej/jego na każdym kroku.

Po 8 latach własnego małżeństwa coraz wyraźniej dociera do mnie, że kluczową zmianą, jakiej potrzebujemy zawierając związek małżeński jest zmiana sposobu myślenia z „ja” na „my. Pisałam już o tym w spontanicznej notatce tutaj.

I wciąż to jest dla mnie aktualne. Kluczem do wspólnego szczęścia jest słowo „wspólnego”. I wiem, że to bardzo nie pasuje do naszej indywidualistycznej kultury. Ostatnie 80 lat krok po kroku odsuwało nas ze wspólnotowości, budowania społeczności, nauki bycia w grupie na rzecz prawa do samodecydowania, stawiania sobie i osiągania niezwykłych celów, samowystarczalności i niezależności.

 

Gra w jednej drużynie

Pora zintegrować dawne wieki z ostatnią historią. Uczmy się niezależności, ale dostrzeżmy, że w jej ramach mieści się poleganie na innych, proszenie o pomoc, wspieranie i współdziałanie. Stawiajmy ambitne cele, ale nie idźmy do nich po trupach, lecz „ręka w rękę” z naszym partnerem/ką. Przecież gramy w jednej drużynie! Uczmy się, jak sobie poradzić samej/samemu, ale starajmy się budować relację, dzięki którym nigdy nie będziemy musieli czuć się osamotnieni.

 

Konkretne wskazówki dla par  w kryzysie.

Właściwie na powyższym akapicie mogłabym skończyć. Ale… wiem, że każdy szuka „prostych metod”.  Prostych nie mam, ale mam kilka:

  1. Podzielcie się Waszym problemem.
    Dzielcie się szczerze trudnościami z zaprzyjaźnionymi, zaufanymi parami. Nie zachęcam do mieszania się z błotem, czy wyrzucania emocjonalnych (i przerysowanych) żalów. Mam na myśli otwartą rozmowę w rodzaju „kurcze wiesz, coś dziwnego u nas się dzieje, trochę mnie to niepokoi”. Rozmowa z innymi, posłuchanie ich doświadczeń czy trudności sprawi, że Wasze napięcie w związku z trudnościami, których doświadczacie opadnie.
  2. Korzystajcie z książek i kursów.
    Artykuł taki jak ten, może być chwilową inspiracją. Ale żeby poprawić coś w relacji, potrzeba wytrwałego działania w określonym kierunku. Trudno będzie Ci zachować dyscyplinę i wytrwałość, jeśli będziesz opierać swoje działania na pojedynczych, wyłapywanych gdzieś wskazówkach. Dużo lepiej sprawdza się skorzystanie z programu obejmującego serię spotkań lub z książki zawierającej materiał na wiele tygodni pracy. Jeśli chcesz zerknij mój program OdBuduj związek.
  3. Idźcie do psychoterapeuty, coacha dla par lub mediatora.
    Nie czekajcie aż będzie dramat! Sięgnijcie po wsparcie zanim nazbiera się ilość złości i żalu trudna do opanowania.
  4. Zmień nastawienie.
    Kluczowym, prostym ale nie łatwym elementem niezbędnym do poprawy relacji jest zmiana nastawienia. Na tą zmianę składa się zmiana przekonań, podejścia, obaw i sposobów myślenia. Kiedy zaczynami doszukiwać się trudności zobaczymy je. Kiedy postanowimy skupić się na tym, co jest dobre, może się z kolei okazać, że mamy więcej niż nam się pierwotnie wydawało. A dużo łatwiej jest inwestować w to, co wydaje nam się dobre i wartościowe.