Chociaż w Polsce 33% małżeństw kończy się rozwodem, młodzi podejmujący decyzję o wspólnym życiu nie biorą pod uwagę, że to oni znajdą się w tej grupie. Pomimo tych statystyk ludzie zawierają małżeństwa z nadzieją i ufnością, że dobrze wybierają. Nawet jeśli jest to już kolejne ich małżeństwo.
Jest kilka okoliczności, w których najczęściej pojawia się kryzys.
Kryzys małżeński „dwuletni”.
Pojawia się w okresie ok. 1-2 lat od wspólnego zamieszkania. W tym okresie małżonkowie/partnerzy często mają wrażenie, że już nie są sobą tak bardzo zafascynowani. Namiętność nieco opada a to, co wcześniej było „uroczą osobliwością” staje się „wkurzającym nawykiem”. Ten kryzys w małżeństwie związany jest bezpośrednio z wzajemnym chemicznym przyzwyczajeniem. Przez pierwszy okres związku (okres ten może się wydłużać, jeśli kontakty nie są codziennie) poznajemy się biochemicznie. Unikalny zapach, feromony drugiej osoby działają na nas pobudzająco, wzbudzając pożądanie i powodując motylki w brzuchu. Z czasem przyzwyczajamy się do tego zapachu i przestajemy na niego tak żywo reagować. To właśnie wtedy „trzeźwiejemy”, mamy wrażenie, że różowe okulary spadają nam z oczu i niejednokrotnie dochodzimy do wniosku, że „to jednak nie ta/nie ten”. Warto jest wiedzieć, że o ile o namiętność można dbać o tyle nie ma możliwości, abyśmy nie przyzwyczaili się do feromonów stałego partnera. Spadek pożądania z tym związany jest nieunikniony. Choć miło jest trwać w zauroczeniu, to wyobrażam sobie, że moglibyśmy być wyczerpani taką dawką emocji. Dzięki temu przyzwyczajeniu do feromonów partnera odzyskujemy zdrowy rozsądek, jesteśmy w stanie zacząć dbać o nasze granice, o budowanie wspólnego życia w osadzeniu w wartościach. Dopiero teraz widzimy partnera w pełni, razem ze słabościami i dopiero teraz możemy zaakceptować go/ją.
Kryzys w związku 7 letnim.
Po okresie zauroczenia przychodzi czas na „docieranie się”. Para zaczyna umawiać się na różne rzeczy, uzgadniać, tworzyć wspólne wizje i plany. Dajemy sobie samym i sobie nawzajem czas, aby dopasować się, nauczyć się żyć razem. Zwykle startujemy ze sporą dawką ciekawości, otwartości, cierpliwości, gotowości negocjacji i energii. Jeśli jednak „docieranie się” trwa długo, albo kolejne wyzwania przychodzą falami, często dochodzi do zmęczenia tą nieustanną pracą. Przecież miało być tak łatwo i przyjemnie! Czyż w bajkach nie żyją sobie „długo i szczęśliwie”? Rozstania w tym okresie często są powodowane pragnieniem łatwiejszej drogi, bez konieczności wypracowywania kolejnych i kolejnych rozwiązań. Faktem jest, że w niektórych parach ten proces przechodzi łatwiej a niektórych bardziej burzliwie. Nie jest jednak wcale powiedziane, że w kolejnej relacji ten proces przejdzie łatwiej… Czasem to my potrzebujemy się tego dopiero nauczyć.
Kryzys w małżeństwie po pojawieniu się dziecka.
Małżeństwo się zawiera, potem jest fajnie. Potem pojawiają się dzieci i – bach nie ma relacji! Aż do momentu aż najmłodsze dziecko nie skończy 8 lat. To taki przerysowany obrazek tego, co się dzieje w związku, gdy pojawiają się dzieci. Ester Pharel mówi wręcz o paradoksie seksu. Seks jest najprzyjemniejszym zwieńczeniem bliskości, jedności w relacji. Niekiełznaną energią, pragnącą wyłączności, bezpieczeństwa, niepewności i pożądania. A w wyniku tego seksu powstają dziecko. Które angażuje uwagę, sprawia, że rodzice się nie wysypiają, że są zmęczeni i sfrustrowani.
Kobieta w ciąży i po narodzinach potrzebuje otoczenia opieką, troską, wsparciem, ciepłem i oczekuje tego od partnera, który wcześniej, żeby ją zdobyć, musiał się wykazać drapieżnością, pomysłowością, inicjatywą. Mężczyzna traci uwagę swojej kobiety, zaprzątniętej teraz bardziej opieką nad maluszkiem i nic dziwnego, że też traci pewność, co do miłości wybranki. Para w pierwszym okresie po narodzinach dziecka w naturalny sposób przestaje się koncentrować wyłącznie na sobie. Skupia się na maluszku. Z czasem niedostatek uważności na siebie nawzajem może doprowadzić do wniosku, że… miłość się wykruszyła. Jeśli jesteście na tym etapie, warto jest sobie uświadomić, że początkowo będziecie potrzebowali wdrożyć się do roli rodzica i wówczas mniej przestrzeni będziecie mili dla siebie nawzajem. Z drugiej strony warto jest, nawet gdy opieka nad maluszkiem dostarcza wielu trudów, zatrzymywać się codziennie chociażby na krótkim przytuleniu, kilku słowach wsparcia i miłości.
Puste gniazdo i pusty związek.
Efekt pustego gniazda dotyka niemal każdych rodziców. Po latach wspólnego życia i troszczenia się o rodzinę, cisza w domu bywa szokiem. Większość rodziców potrzebuje czasu, aby się z tą nową sytuacją oswoić i w niej odnaleźć. Czasem jednak małżonkowie uświadamiają sobie wówczas coś jeszcze. Że przez lata zaniedbywali relację i oddalili się od siebie. Stali się sprawnie współpracującym zespołem, lecz niekoniecznie bliskimi przyjaciółmi.
Bogdan Wojciszke opisuje 3-składnikową koncepcję miłości, a razem z nią etapy, przez jakie może przejść związek. Ostatnim z etapów jest związek pusty: wspólne zobowiązania czy powiązania, przy braku namiętności i intymności. Do takiego etapu dochodzą te pary, które w natłoku zadań, odpowiedzialności, pracy, albo z powodu skierowania 100% uwagi na wychowanie dzieci, rok po roku odsuwały się od siebie. Dopóki dzieci są w domu, niedostatek bliskości małżeńskiej może być niedostrzegalny. Relacja z dorastającymi dziećmi, wspieranie ich, rozmowy z nimi pozwalają spełniać potrzeby, które zwykle kierujemy też do współmałżonka. Kiedy jednak dzieci się wyprowadzają, samotność i wyizolowanie boleśnie dają się we znaki.
Są trzy najczęstsze ścieżki, którymi pary idą, jeśli spotka ich ten kryzys. Pierwsza to rozwód. Czasem małżonkowie tłumaczą, że „wcześniej by się rozstali, ale nie chcieli tego robić dzieciom” lub, że „już nic nas ze sobą nie łączy”. Druga prowadzi do stagnacji, przyzwyczajenia się do tego, jak jest i dopasowania się. Małżonkowie idący tą ścieżką często szukają spełnienia potrzeb społecznych w relacjach duchowych, rodzinnych i z przyjaciółmi. Trzecia zaczyna się od uświadomienia sobie, że mogłoby być w relacji inaczej i prowadzi przez poznawanie się na nowo, naukę tego, jak pełniej i szczęśliwiej być razem.
Kryzys w małżeństwie to szansa na rozwój.
Wymienione przeze mnie okresy nie wyczerpują listy trudniejszych okresów czy kryzysów, które mogą spotkać parę. Nie ma co się oszukiwać: kryzys w małżeństwie to trudny czas, pełen wyzwań, bólu i trudnych przeżyć. Równocześnie jednak zachęcam, aby spojrzeć na nie, jako na naturalne momenty zwrotne, dzięki którym ma szansę pojawić się rozwój, zmiana, coś dobrego.
Nie znaleziono żadnych wyników
Nie znaleziono szukanej strony. Proszę spróbować innej definicji wyszukiwania lub zlokalizować wpis przy użyciu nawigacji powyżej.